Pozostałe - Ulica

Dane Johnson - 2010-12-28, 22:57
Temat postu: Ulica
| Akwesasne Mohawk Casino

Mimo, że zrobili we trójkę porządną rozrubę, to jednak Dane’owi ciągle było mało. Dziś rano obudził się z przekonaniem, że ten dzień przejdzie do historii balangowania i szaleństwa, jednak jak na razie wpisał się jedynie na długą listę oczekujących. W końcu doszedł do wniosku, że równie dobrze mogą przenieść się w inne, aż proszące się na małe zamieszanie, miejsce. Przechodząc obok baru, zabrał z lady samotnie stojący kieliszek z białym napojem. Upił łyk, skrzywił się i splunął na nieskazitelnie czystą posadzkę. Jakaś kobieta koło trzydziestu pięciu lat obrzuciła go oburzonym spojrzeniem, na co on wcisnął jej do ręki kieliszek z udawaną powagę.
- Niech pani kontynuuje moją tradycję, proszę. – Wskazał ręką na jego ślinę i zwyczajnie odszedł. Dwójka jego przyjaciół poszła za nim i tylko mógł się domyślać jakie mieli miny. Przy wejściu do kasyna stała grupka dużo niższych od niego dzieciaków, jeden z nich trzymał zieloną butelkę ze zdartą etykietą. Rozpoznał w nim swojego stałego klienta od dragów.
- Dawaj to, za młody jesteś – rzucił, odbierając mu naczynie. Jednym chaustem wypił całą zawartość, a butelkę odrzucił na bok. Ledwo zarejerstrował, że walnęła w ścianę i rozbiła się na drobne kawałki.
Dopadł swojego auta i usiadł na miejscu kierowcy, Keith usiadł obok niego, a Charlotte z tyłu. Nie minęło parę sekund, a zewsząd rozległy się syreny policyjne. Ktoś podszedł od strony kierowcy i zaświecił Dane’owi latarką po oczach. Opuścił szybkę.
- Jechałem za szybko, szeryfie? – zapytał, a w chwilę później zaniósł się śmiechem.
- Poinformowano nas o grupie pijanych awanturników, pan pasuje do rysopisu. Proszę wysiąść z pojazdu – odezwał się policjant. Dane wykonał posłusznie polecenie, jednak było widać jak na dłoni, że bawi się w najlepsze. Psiarz wyciągnął w jego kierunku probierz trzeźwości.
- Proszę dmuchać – zakomenderował.
Dane spojrzał na niego z odrazą.
- Przepraszam pana, ale ja się brzydzę.

Charlotte Cooper - 2010-12-28, 23:19

Charlotte nie do końca wiedziała co ochroniarz zamierza z nią zrobić, zdawała sobie sprawę tylko, że to nie będzie nic co by mogło spodobać się dziewczynie. Zapewne zamknie ją, Dane'a oraz Keith'a w jakimś małym pomieszczeniu pełnym luster i zacznie przesłuchiwać, a w między czasie będzie po nich wodził tym swoim wrogim, pełnym odrazy spojrzeniem. Oj stare dobre czasy powracają. Jeszcze parę lat temu policja zgarniała ją za jej wybryki niemalże codziennie, na szczęście tym razem nie musiało tak być, nieprawdaż? Choć zważając na to, że jest z Dane'm to jednak mogło być możliwe.
Nagle silny uścisk, który jeszcze przed chwilką męczył jej ramie zniknął. Spojrzała się na nieco oszołomionego mężczyznę, a następie jej wzrok powędrowało na Blair. No proszę, proszę po tej panience można było się wszystkiego spodziewać.
-Rozkręcasz się Blair- powiedziała do znajomej uśmiechając się znacznie. Pomału robiło się niezbyt przyjemnie. Ochroniarze schodzili się z każdych stron, a że dziewczyna została niemalże zmuszona do wyjścia, to chwyciła za dłoń blondynkę i pociągnęła za sobą.
-Spokojnie nie zostawię cię tu samej- mruknęła już po chwili wraz z nią siedząc w aucie, w towarzystwie blondyna i karbowanego. Czyli to koniec zabawy? Najwyraźniej nie, bo samochód się zatrzymał, a w oknie pojawił się pan w mundurze, który skierował światło latarki wprost na ich twarze.

James Black - 2010-12-29, 00:08

Black opuścił kasyno tuż po północy, w sumie to i tak siebie podziwiał, że tak długo wytrzymał. Ale to chyba zasługa tego, że znalazł sobie odpowiednie koleżanki do sylwestrowej zabawy. No a przecież on, jak to on nie mógł pozwolić pięknym dziewczynom spędzać tej nocy samotnie. No ale wszystko co dobre kiedyś isę kończy i dlatego dziewczęta zostały same, tuż przed nowym rokiem. Smutne, no ale kto by sie tam tym przejmował ? Nieważne, tak czy siak Black po tym śmiesznym doliczaniu wyszedł z lokalu, w którym nawiasem panował niezły burdel, zapalając po drodze kolejnego tego wieczoru skręta. No i był w iście epickim i imprezowym humorze, a uśmiech na jego twarzy jeszcze się powiększył, gdy w stojącym nieopodal wejścia samochodzie rozpoznał Charlotte i Keith'a,i jakiejś seksownej blondynki, której imienia nie mógł sobie za chiny przypomnieć, ale na pewno gdzieś ją już spotkał. A pan w mundurze wyciągający w stronę jakiegoś, chyba nawet znanego mu gościa, alkomat to już w ogóle go ucieszył.
- Jakiś problem.... -zaczął, zaciągając się p oraz kolejny i za wszelką cenę usiłując sobie przypomnieć kim był ten facet. -...panie w czerni ? - dokończył jakże rezolutnie zastanawiając isę jakim kurwa prawem on też hcodiz w czerni skoro to jest znak rozpoznawczy Blacka.

Blair Backfalls - 2010-12-29, 00:34

Po tym jak panna Backfalls zobaczyła ten tłum mięśniaków zmierzających w ich stronę wypuściła resztki butelki z ręki i pozwoliła się pociągnąć do auta, no nie powiem że bez wdzięczności.
Chciała przeczesać włosy dłonią no ale skaleczyła się butelką w rękę i krwawiła. Zaklęła pod nosem prostując się na siedzeniu. Poczuła skórzane obicie na wciąż nagich plecach, płaszcz został tam. Trudno się mówi.
Rękę odsunęła od siebie żeby nie poplamić sukni i wtedy ich zatrzymali.
Zmrużyła oczy kiedy ten frajer oślepił ją latarka.
Taak, kochane kłopoty znów dopadły Blair. Wywróciła oczami, widać takie powitanie.
Rzuciła szybkie spojrzenie Charlotte i nic nie mówiąc spojrzała na to co dzieje się za szybą. Zawsze mogły użyć swoich wdzięków na tym naiwnym policjancie.
No ale wtedy ktoś do nich dojechał. Taak, sam pan Black wyłonił się.
Blair przygryzła wargę ciekawa dalszego rozwoju sytuacji. Rzuciła tylko krótkie spojrzenie na zegarek w samochodzie. No i już północ.

Keith Blackwell - 2010-12-29, 00:47

Tak, jeszcze policji im tu brakowało. Keith mruknął coś niewyraźnie pod nosem, zapewne jakieś przekleństwo i oparł tył głowy o zagłówek fotela, przymykając oczy. Jego uszu dobiegł głos Dane'a, który urodził się chyba po to, żeby wkurwiać policjantów, i tym samym regularnie pakować ich za kratki. Poczuł, że musi zapalić. Koniecznie. Wysiadł powoli z samochodu, jakby z rezygnacją i leniwie wydobył z kieszeni paczkę papierosów. Wsadził sobie jednego do ust, odpalił i zaciągnął się z wolna, spojrzenie szarozielonych tęczówek wlepiając w policjanta.
- Bardzo przepraszam za kolegę, miał ciężkie dzieciństwo. Wie pan, dziadek pedofil, matka prostytutka, i te sprawy. Psychol. Zapewne pan rozumie. - wysilił się przesłodzony uśmiech, trwający może jakieś dwie sekundy. A jakby mało było problemów pojawił się jeszcze Black. Był chyba nachlany. Albo naćpany. Albo oba. Bardzo inteligentne, swoją drogą, jarać skręta przy policjancie. Przewrócił oczami. Chyba powinien lepiej dobierać sobie znajomych, bo jak na razie mało który odznaczał się elokwencją. - Drugi kolega też jest psycholem. - sprostował, powracając spojrzeniem do policjanta. - To może ja zapłacę i się rozejdziemy...? - zaproponował z niewinnym uśmieszkiem, unosząc jedną brew.

James Black - 2010-12-29, 10:09

Black wywrócił oczami opierając się o samochód, w którym siedziały obecnie już tylko dwie dziewczyny, przyglądając się zaistniałej sytuacji z nieukrawanym rozbawieniem.Od razu psychol, jeszcze czego. Black po prostu zawsze miał wyjebane na policje, co nikogo nie powinno dziwić, a szczególnie Keitha, ale może to przez to, że Jamesa nie było tyle czasu w mieście.
- Nikt nie będzie nic nikomu płacił - stwierdził pewnie, kończąc swojego skręta. - Nazywam się Black, koleś -kontynuował patrząc swoim przenikliwym wzrokiem gdzieś przed siebie. - A wiesz co to oznacza ? - zapytał retorycznie, widząc jak gość w mundurze powoli zaczyna kojarzyć fakty. - To oznacza, że mój ojciec jest prokuratorem generalnym stanu, a dziadek kraju. Więc nie jestem pewien kto będzie miał większe problemy jak nas aresztujesz my czy Ty. A nie. Czekaj. Wiem. Chyba jednak Ty. - stwierdził jakże rezolutnie rzucając policjantowi wymuszony uśmiech. - Więc teraz ładnie się rozejdziemy, a żeby nie było nie potrzebnej akcji możesz sobie zgarnąć kilku nieletnich alkoholików z baru naprzeciwko. I to na tyle - zakończył z bezczelnym uśmiechem. Takie momenty były jednym czasem, gdy uwielbiał to, że jest jedynym dzieckiem, albo raczej synem, choć z posiadania siostrzyczki sobie raczej sprawy jeszcze nie zdawał, Johnnego, który może i był chujem, ale zawsze wyciągał go z najgorszych kłopotów, bo jak twierdził młodość jest czasem popełniania błędów. Wtedy zazwyczaj James miał ochotę powiedzieć, że ta młodość widocznie u niektórych się nieco przeciąga, ale to już inna bajka. Grunt, że w chwili obecnej pan mundurowy powiedział coś do swojego kolegi, po marudzili coś o tym jak to było za ich czasów i powiedzieli, że nasza urocza, niezbyt trzeźwa grupka imprezowiczów ma załatwić sobie taksówkę, bo szkoda porysować lakier na samochodzie. I po prostu zgarniając jakiegoś prawie nieprzytomnego od nadmiaru alkoholu, piętnastolatka, odjechali odprowadzeni wzrokiem Blacka.
- Mieliście jakieś ciekawe plany na resztę nocy ? I tak nawiasem to szczęśliwego nowego - rzucił z rozbrajającym uśmiechem, kompletnie wyluzowany.

Blair Backfalls - 2010-12-29, 16:28

No, wreszcie pozbyli się tego frajera.
- taa, szczęśliwego Nowego Roku, panno Cooper.
Z łobuzerskim uśmiechem złożyła Charlotte te banalne życzenia i zawinęła skaleczoną rękę w chusteczkę wyciągniętą z torebki. Całe szczęście rana nie była duża.
Tak, pytanie pana Black'a było bardzo na miejscu. No ale nie będą ciągle tak siedzieć w aucie, panna Backfalls również by sobie chętnie zapaliła. Otworzyła drzwi i wysiadła przesuwając wzrokiem po twarzach mężczyzn.
Cóż, niektórzy byli zaskoczeni jej widokiem, przecież znalazła się w aucie podczas największej burzy.
- cześć.
Hm, to chyba było na miejscu. Wyciągnęła wcześniej swojego papierosa i teraz sobie go spokojnie odpaliła.
Cholera, no trochę było zimno, szczególnie że całe plecy miała odsłonięte. Skuliła się lekko, zranioną rękę przyciągając do ciała i zaciągnęła się drugą, w której trzymała papierosa. No i czekała na propozycje.

Dane Johnson - 2010-12-29, 21:14

Emocje opadły, a tyłek Dane'a mógł wreszcie poczuć się bezpiecznie. To on z całej grupy miałby najbardziej przechlapane, gdyby zgarnięto ich do aresztu. Nazwisko Johnson zobowiązuje.
Kędzierzawy rozejrzał się po zebranych i stwierdził, że zdecydowanie potrzebują więcej poweru. Podszedł do blondynki, która dziwnym trafem siedziała chwilę wcześniej w jego aucie, a teraz najspokojniej w świecie paliła szluga.
- Mogę? – zapytał, i nie czekając na odpowiedź zabrał dziewczynie papierosa. Sam zaciągnął się raz a porządnie, podszedł do jakiegoś połyskującego BMW zaparkowanego na specjalnym miejscu przed kasynem i zgasił peta centralnie na środku maski. Jakby jeszcze było mu mało, zgarnął z ziemi opróżnioną butelkę i wziął duży zamach. Uderzyła idealnie, tam gdzie planował – od frontu, w szybę, po stronie kierowcy. Zagrzmiał alarm samochodu.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! – krzyknęła jakaś kobieta.
- To tylko czysty, bezmyślny wandalizm! - odparł, a uśmieszek zadowolenia pojawił się na jego twarzy.
Chwilę później zjawił się radiowóz, a z środka wyszedł ten sam żałośnie niski policjant, co nie tak dawno chciał go zgarnąć. Dane podszedł do niego pewnym krokiem.
- Tak się zastanawiałem… Jakim cudem przyjęli pana do policji? Z takim wzrostem to nadawałby się pan najwyżej na elfa Świętego Mikołaja. Z czerwoną czapeczką i radośnie dyndającym pomponem.
- Dosyć tego, chłopcze. – W mgnieniu oka Dane wylądował na masce radiowozu, a psiarz zapinał go w kajdanki. – Ciekawe czy będziesz takim mądry tam, gdzie cię zabieram.
- Do Disneylandu? Na gofry? – zapytał tęsknie chłopak. – Ha! Widziałem to spojrzenie, zgadłem. Ale pamiętaj, jem tylko z bitą śmietaną. Lubię się nią ubrudzić – odparł, udając podniecenie. Spojrzał na swoich oniemiałych przyjaciół, skinął im głową i dał się poprowadzić policjantowi do wnętrza radiowozu.


|Posterunek policji => Cela I

Keith Blackwell - 2010-12-30, 01:24

Keith stał oparty plecami o bok samochodu, patrząc gdzieś przed siebie, zaciągając się raz za razem papierosem, i przysłuchując się akompaniamentowi dźwięków towarzyszącemu zgarnięciu przez policjantów Dane'a. Wydawał się być znudzony i tylko raz zerknął w stronę przyjaciela - akurat kiedy pakował się do radiowozu - z beznamiętnym wyrazem twarzy, jakby po raz setny oglądał ten sam niezbyt ciekawy film.
- Sukinsyn. - mruknął pod nosem i zasalutował Dane'owi na pożegnanie dwoma palcami, z kwaśnym uśmiechem na ustach. - Pieprzony, nie znający umiaru sukinsyn. - powiedział jeden z największych hipokrytów, kręcąc głową i gasząc podeszwą conversa niedopałek. Przesunął wzrokiem po dwóch towarzyszących mu sylwetkach należących do Blair i Blacka, z zamyśloną miną, jakby zastanawiał się, co teraz.
- Jedziemy. - oświadczył w końcu, pakując się z powrotem do samochodu, tym razem na miejsce kierowcy. Odpalił silnik i zerknął na siebie w lusterku wstecznym. Miał krew na policzku, co dopiero teraz zauważył, bo nawet nie czuł bólu. I gdzieś podczas tego całego zamieszania jego szapoklak i odjazdowa laska wyparowały, ale mówi się trudno. Zwilżył koniuszkiem języka spierzchnięte wargi i przekręcił lusterko, tak, że mógł zobaczyć siedzącą z tyłu Szarlotkę.
- Szczęśliwego Nowego Jorku, Szarlotko! - powiedział z wyraźną egzaltacją, sprawiając wrażenie, jakby wcale nie siedzieli w samochodzie bo wyrzucili ich z klubu a na dodatek policja zgarnęła ich przyjaciela, a spędzali właśnie najlepszego sylwestra w życiu.

Blair Backfalls - 2010-12-30, 01:55

Panna Backfalls nie będzie przecież tak stać wiecznie na mrozie.
Na dodatek jeszcze bezczelnie skradziono jej fajkę. Oj zemści się na kochanym Danie. (nie wiem jak odmienić no xd)
Ale zemsta spadła z nieba. No dobra, z nieba nie bo sam ją sobie zgotował.
O ile sam akt wandalizmu na Blair nie zrobił najmniejszego wrażenia, o tyle aresztowanie było dość intrygujące.
Dopiero kiedy odjechali dziewczyna poczuła jak strasznie jest jej zimni jak się zaczęła trząść. Cóż, nie zdążyła wypić zbyt wiele na tamtej .. imprezie. Bo i nie było zbytnio z kim pić.
Tak więc akurat kiedy Keith wydał polecenie już otwierała drzwi i znów umieściła się koło Charlotte. Ogólnie wolała jeździć z przodu, no ale tam pakował się jej braciszek.
Rzuciła jeszcze wzrokiem na rękę. Przynajmniej ona już nie krwawiła.

Charlotte Cooper - 2010-12-30, 17:01

Wszystko to było nadzwyczajnie śmieszne dla dziewczyny. Najpierw to co się wydarzyło w kasynie. Bójka, alkohol i przede wszystkim dobra zabawa, przecież nie mogło być inaczej z tą dwójką panów. Do kompletu doszło jeszcze starcie z policją, akurat tego obawiała się najmniej, wiedząc że jakoś się z tego wywinie, natomiast spodziewała się tego, że Dane trafi dzisiejszego wieczoru do aresztu. Trzeba będzie wprawić w dobry nastrój policjantów i jakoś go stamtąd wyciągnąć. Co jak co, ale można śmiało stwierdzić, że ten sylwester był jednym z najlepszych. Nie, raczej najbardziej zajebistych, jakie kiedykolwiek na jej koncie się pojawiły.
Kiedy zauważyła Blacka uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie to i owo odnośnie chłopaka. Nie ma co dostarczył jej atrakcji w Sun Valley, teraz też by nie pogardziła widokiem jego gołej klaty.
Widząc jak policja zabiera ze sobą karbowanego, nawet się nie wzruszyła. W końcu i tak się niedługo znowu z nim zobaczy, a ten będzie wywoływał kolejny skandal. Kontrowersyjny facet.
-Szczęśliwego, kochana Blair- odwdzięczyła się uśmiechem skierowanym do blondynki. Oczywiście nie zapomniała podziękować za życzenia Keith'owi. Uniosła się delikatnie z siedzenia, aby móc pocałować chłopaka w policzek.
-Nawzajem Keith- szepnęła chłopakowi do ucha, po chwili siadając z powrotem na wygodnym, tylnym siedzeniu samochodu, marki nieznanej, z resztą nie interesowało ją to tak bardzo.

James Black - 2010-12-31, 10:48

Black przyglądał się tej sytuacji znudzony, aczkolwiek na jego twarzy gościł nikły uśmiech. Mimo wszystko humor miał całkiem dobry, ale temu trudno się dziwić po takiej dawce alkoholu i trawy innej opcji nie ma. Z resztą... Nie ma to jak powrót na stare śmieci. Cóż widocznie niektórzy nigdy się nie zmienią, a Dane najwidoczniej należał do tych osób. I chyba za wszelką cenę chciał pobić rekord w robieniu głupich rzeczy. No cóż, jak kto woli, skoro ktoś ma fetysz trafiania za kratki to nic się nie poradzi. James nic nie powiedział, tylko rzucił niedopałek gdzieś na ulicę i wsiadł na miejsce pasażera.
- Wiesz, Keith, jeśli mamy gdziekolwiek jechać to należy wcisnąć gaz, a nie gapić się na swoje odbicie w lusterku - stwierdził wywracając oczami z ironicznym uśmiechem.

Keith Blackwell - 2010-12-31, 13:45

Słysząc słowa Blacka przewrócił oczami, a potem zerknął na niego z pobłażliwym uśmieszkiem.
- Wybacz, ale to jest silniejsze ode mnie. - powiedział z wyraźną ironią, a potem tak jak polecił mu brunet wcisnął gaz i ruszyli z piskiem opon przed siebie. I hej, po pierwsze, wcale nie przeglądał się w lusterku, tylko patrzył na Szarlotkę, a po drugie czekał aż Black ruszy dupę i wsiądzie do samochodu. Byłoby lepiej gdyby policja ich nie złapała koljny raz, bo Keith do końca trzeźwy nie był, poza tym nie miał dowodu rejestracyjnego... zaraz... zwolnił nieco i zerknął z niepokojem na siedzącego obok James'a.
- To chyba nie jest twój samochód, prawda? - nie, raczej nie był. Keitha też nie był, dziewczyn też nie, a co do Dane'a... jego tym bardziej. W takim razie czyj to samochód? Jej, wychodzi na to, że chyba ukradli samochód, byli jak Bonnie i Clyde x2.

Blair Backfalls - 2011-01-01, 19:42

Blair też nie wiedziała czyje to auto. Co więcej nie znała ani jego marki, ani nawet koloru. Nie zwróciła uwagi.
- no, panowie więc gdzie nas zabieracie ... czyjekolwiek-jest-to-auto?
Spytała z zaciekawieniem. Chciała się w końcu porządnie zabawić.
Impreza nie była najgorsza, no ale była ciut zbyt sztywna. No i panna Backfalls dopiero teraz znalazła odpowiednie towarzystwo żeby naprawdę się zabawić.
Spojrzała z łobuzerskim uśmiechem na Szarlotkę wspominając ochroniarza i rozbitą butelkę whiskey.
- musimy wznieść zaległy toast. Tamta butelką miała być dla nas.

Charlotte Cooper - 2011-01-01, 20:52

Zerkała co rusz na pasażerów samochodu. To raz na Blair, to na Jamesa i oczywiście Keitha w rzeczy samej, a każdy z nich miał taką samą minę. Jakby zagubioną, zmieszaną, a raczej niepewną. Tylko Szarlotka siedziała spokojnie, a jej ręce swobodnie opierały się na kolanach.
-Keith to chyba oczywiste, że Dane go ukradł- powiedziała tonem pełnym pewności, momentalnie wywracając oczami i nie przestając się wpatrywać wprost przed siebie, czyli na blond czuprynę chłopaka, wiedząc, że ten zaraz się do niej odwróci i dopowie coś inteligentnego. Chyba K. znał na tyle karbowanego, żeby móc spodziewać się takiego zachowania po nim. W końcu to Dane!
Wracając chwilowo do rozgrzewki w kasynie i o tym, jak to Blair rozbiła napakowanemu ochroniarzowi butelkę na głowie, przekręciła się delikatnie w stronę dziewczyny zerkając na nią z ukosa.
-Jeśli skombinujesz skądś butelkę, najlepiej jakiegoś dobrego szampana to chętnie wzniosę z tobą toast- odparła pewnie przyglądając się dziewczynie, a raczej ciekawiła Charlotte reakcja blondyny.
-Tylko chciałam zauważyć, że wszystkie sklepy są pozamykane, no chyba, że pan Black ma coś w zanadrzu- mruknęła momentalnie wbijając swoje spojrzenie w Jamesa. Przecież to normalne, że wszystkie sklepy z "dobrymi szampanami" były pozamykane, więc w tym momencie zdała się całkowicie na Blair. Może wyciągnie z jakiegoś szarego zakamarka swojej garderoby, butelkę wypełnioną pysznym szampanem, gotową do otwarcia i wzniesienia toastu.

Keith Blackwell - 2011-01-01, 23:59

- Wybacz mi kochanie, że wyprowadzę cię z błędu, ale to MY ukradliśmy samochód. - powiedział z naciskiem, zerkając w lusterku na swoją rozmówczynię. No bo, widzicie tu gdzieś Dane'a? Nie, Johnson wkurwia sobie spokojnie policjantów w areszcie, podczas gdy oni jadą ulicami Nowego Jorku kradzionym samochodem. Swoją drogą, chyba będzie musiał mu pogratulować, nie podejrzewałby, że brunet jest na tyle sprytny, aby zajebać komuś kluczyki od auta i nie wpakować się przy tym w jakąś akcję z FBI czy coś.
- Jedźmy do mnie. - powiedział ni stąd ni zowąd, odpowiadając tym samym na pytanie Blair. Pomysł świętowania nowego roku w towarzystwie dwóch pięknych dziewczyn i alkoholu (no, i Blacka, ale jakoś się podzielą) który właśnie zaświtał w jego głowie całkiem mu się podobał. No, i przynajmniej miał pewność, że nikt go nie wyrzuci z jego własnego mieszkania. - Myślę, że znajdzie się jakaś butelka szampana u mnie w barku. - uśmiechnął się uroczo jednym kącikiem ust, cały czas jednak patrząc na drogę. Ba, i żeby to tylko jedna! Blondyn miał większy asortyment niż nie jeden monopolowy. I w porównaniu do Dane'a alkohol miał najwyższej jakości, a nie jakieś tanie winiacze.

Blair Backfalls - 2011-01-02, 17:07

Blair to pasowało. No ale że samochód wyglądał na wypasiony ... rozejrzała się po nim w zaciekawieniu. Z tyłu leżało na ziemi parę pustych butelek. Blondynka schyliła się i sięgnęła pod fotel. Wyciągnęła pierwszą butelkę z odrobiną whiskey na dnie. Pokręciła noskiem i znów sięgnęła tym razem wyciągając pustą. Odłożyła ją na bok i mrucząc po nosem 'do trzech razy sztuka' wyciągnęła w końcu pełną butelkę.
Z uśmiechem zadowolenia pomachała butelką w stronę Charlotte.
- Mówisz masz, Stokrotko.
Jakoś tak przypomniało jej się jak kiedyś nazywała Szarlotkę ... na jakiejśtam imprezie z której oprócz tego i nagiego blondyna w pokoju hotelowym nic nie pamięta.
- tak tak, stęskniłam się za Twoim barkiem.
Blair pomimo tego że chłopak był odwrócony plecami posłała mu łobuzerski uśmiech. Odkąd wsiadła do tego samochodu humor jej się znacznie poprawił i znów się czuła jak wśród swoich, o.

James Black - 2011-01-05, 13:22

- My, on, oni. Wszystko jedno. Oddamy przy okazji - stwierdził Black, jak gdyby nie rozmawiali właśnie o tym, że jadą kradzionym samochodem, wszyscy w stanie nietrzeźwym, bez jakichkolwiek dokumentów czy innego szitu. No bo co się będzie chłopak martwił na zapas ? Pomyśli się o tym jak będzie gnój. Na razie mieli spokój, więc pojechali tam, gdzie mieli pojechać czyli do Keith'a.
Dane Johnson - 2011-01-17, 20:33

| Basen

- Gdzie reszta popaprańców? Czekają na listowne zaproszenie? - zapytał, kiedy wydostali się na zewnątrz. Był święcie przekonany, że nie opuścili imprezy wcześniej. Po Blackwellu mógł spodziewać się wszystkiego, ale po Summer? Przechylił głowę do tyłu, by zaczerpnąć odrobinę świeżego, nocnego powietrza. Nigdy nie pomyślałby, że chłód może okazać się tak przyjemny.
- Przy okazji, co zrobiliście z samochodem, którym woziliśmy się w Sylwestra? Mam nadzieję, że nie wywieźliście na złom, łajdaki, bo właściciel mnie zabije - powiedział, łapiąc za kawałek materiału białego t-shirtu z napisem "Kapitan", poczym zaczął go wyżynać, co wyglądało komicznie zważywszy, że woda lała się z całego ciała.

Charlotte Cooper - 2011-01-17, 20:41

Zerkała kątem oka na Dane'a, słyszała jak tylko z jego ust co chwila wychodzi inne słowo, coraz to niewyraźniej wypowiedziane, tym jego angielskim, specyficznym akcentem.
Dopiero teraz zauważyła, że wciąż trzymają się za rękę. Char spojrzała z lekkim obrzydzeniem, na tę całą sytuację, po czym szarpnęła ręka tak, żeby ich dłonie się od siebie oddzieliły.
-Spytaj się Keitha, on powinien coś na ten temat wiedzieć, tak sądzę- powiedziała niepewnie, wciąż nie przestawać patrzyć się na chłopaka, aktualnie na jego ciemne loki, które miała ochotę rozczochrać. Zawsze lubiła się tak nimi bawić, nawet w tych najgorszych momentach nachodziła ją na to ochotka.
Usiadła po turecku na betonie, chwytając za jakiś kamyk, który leżał tuż przed nią, rzuciła go przed siebie, po czym spojrzała z dołu na karbowanego.
-Mógłbyś w końcu przestać gadać i znaleźć jakieś twórcze zajęcia, jak ja- uniosła na dłoni kolejny kamyk, pokazując go brunetowi i nagle ot tak wyrzuciła go przed siebie.
-Rzut za dziesięć punktów, mój miły- mruknęła zadowolona, zaciskając pięści.

Keith Blackwell - 2011-01-17, 21:41

Głównym wyjściem trudno było się z basenu wydostać, zważywszy na to, że ci, którzy jeszcze nie zaćpali się do nieprzytomności lub nie oddawali się seksualnym rządzą gdzieś po kątach rzucili się do wyjścia. Pomysł może by i się udał, gdyby nie byli bandą naćpanych i najebanych nastolatków, przeciskających się jeden przez drugiego, co bardzo dobrze uniemożliwiało wydostanie się z budynku. Keith oceniwszy szybko sytuację pociągnął Ophelię do wyjścia ewakuacyjnego, uważając, aby się nie wywalić po drodze. Bo mimo wrodzonego wdzięku i gracji, i mimo tego, iż jakoś specjalnie pijany nie był podłoga była cała mokra za sprawą zraszaczy i co chwilę jacyś ludzie pałętali mu się pod nogami. No, ale w końcu jakoś się wydostali i trafili na tę oto właśnie ulicę. Puścił dłoń blondynki, a następnie pierwsze co zrobił, to wydobycie z kieszeni paczki papierosów. Na szczęście mimo tych całych zraszaczy nie zmoczyły się zbytnio, także po wydobyciu jednego z paczki i odpaleniu go oparł się o mur i zaciągnął się, dopiero wtedy podniósł wzrok zauważając Dane'a i Charlotte.
- Kurwa, patrzcie, kogo my tu mamy! Zapewne nie masz nic wspólnego z tym małym pożarem, prawda, Dane?

Dane Johnson - 2011-01-17, 21:49

Zmarszczył czoło, kiedy poczuł jak dziewczyna gwałtowanie wyszarpuje rękę z jego uścisku. Przybliżył dłoń do nosa i dyskretnie wciągnął powietrze. Nie śmierdzę - pomyślał obojętnie, wydymając usta. Świerzbu także nie miał, więc dlaczego szatynka bała się jego dotyku? Może nie chce żeby spociły im się ręce?
- Nie chciałbym cię pokonać w twojej własnej grze - prychnął, obserwując kamień, znikający w otworze kanalizacyjnym. - Rozmawiasz z Dane'm Johnsonem Wielkim, mistrzem w bezsensownych zabawach. - Wypiął dumnie pierś, niczym superbohater po udanej misji.- Zdajesz sobie sprawę, że potrafię balansować z długopisem na palcu przez czterdzieści sekund? Nie wiem, dlaczego nie zapisali tego w księdze... Za kogo do cholery ten Guinness się uważa? Zazdrosny frajer - stwierdził, wywracając zielonymi oczyma. Nagle odwrócił się i zauważył tłum ludzi, wybiegających w panice z budynku, a w nim kochanego Keitha i równie kochaną Ophelię. Żarcik.
- Nie chcę przerywać tej sentymentalnej chwili, ale powinniśmy spieprzać, nim dowiedzą się, że mam seks taśmy z ich udziałem... - uśmiechnął się niewinnie, uchylając rąbek marynarki i omal się nie przewracając. Był blady jak ściana i narąbany jak bela.

Ophelia Bissette - 2011-01-17, 21:54

Ofelia była w szoku, kiedy wrócili na basen i zobaczyła jak ludzie w popłochu uciekają głównym wyjściem przepychając się jeden przez drugiego, wbijając łokcie w żebra i przewracając nawzajem. Zaabsorbowana tym nadzwyczajnym widokiem, nieco zaskoczona poczuła jak Keith ciągnie ją ku wyjściu, więc po chwili ruszyła na nim, niejednokrotnie się potykając, a raz nawet lądując na ziemi. Kiedy w końcu wydostali się na zewnątrz, dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, czując, że jest cała mokra. A dodatkowo stoi na ulicy boso, w majtkach i męskiej koszulce, a pora roku wyjątkowo sprzyjała takiemu doborowi garderoby. Cudownie.
Zauważyła Charlotte i Dane'a, nawet bez większych problemów ich rozpoznając.
- Nie ważne kto to zrobił, ważne żeby stąd jak najszybciej zniknąć - powiedziała, bo jeśli ich złapią Ofelka będzie mogła powiedzieć pa, pa, drużyno pływacka i pa, pa, studia.

Charlotte Cooper - 2011-01-17, 22:09

Char odwróciła się delikatnie, opierając rękę na betonowej powierzchni. Patrzała tylko jak rozszalały tłum wylatuje z basenu. Ludzie mają nierówno pod swoimi kolorowymi czuprynami. Wstała z miejsca i otrzepała spodnie, z brudu jak kto wie, mógł znajdować się na ziemi, stop... na pewno się na niej znajdował.
Zerknęła na Ofelię i Keitha, którzy wydostali się z szalejącego tłumu. Jej ręce swobodnie zwisały wzdłuż ciała.
-Skoro tak bardzo nie chcecie złożyć wizyty panom komisarzom na komisariacie, to proponuje iść do mnie- powiedziała pewnie, po chwili podchodząc do Dane'a i znowu łapiąc go za dłoń. Nie śmierdziała, nie miał żadnej choroby, nic, a nic. Pociągnęła go za sobą, jak zrobiła to uprzednio wybiegając z basenu.
Oczywiście swoje słowa kierowała do Keitha i jego nowej dziewczyny, chyba... mniejsza, nie ważne.

Keith Blackwell - 2011-01-17, 22:16

- Podejrzewam, że nie ukrywasz samochodu brata pod połami marynarki, co Dane? - zapytał retorycznie, już rozglądając się za jakimś nierzucającym się w oczy samochodem bez alarmu, którego można by zawinąć. No bo, wiecie, wcale nie zwrócą na siebie uwagi policji, kiedy będą uciekać przez miasto pieszo, bo w końcu czemu policja miałaby podejrzewać że czwórka ociekających wodą nastolatków wraca akurat z zakazanej imprezy na kampusowym basenie. Tym bardziej, że Ophelia była prawie naga. Zauważył jakiś przyjemny samochodzik stający przy końcu uliczki, i choć odłażący na rzecz rdzy lakier wcale nie był w jego stylu to teraz nie miał czasu narzekać. Urwał kawałek koszulki (którą również zabrał z szatni, wolał nie zwracać większej uwagi swoją zajebistą klatą bo ktoś mógłby oślepnąć z wrażenia) i owinął sobie nim dłoń. Zajrzał przez szybę czy aby na pewno nie ma alarmu, a potem bez większego skrępowania wybił szybę w drzwiach kierowcy. Dzięki owemu kawałkowi koszulki nie uszkodził sobie zbytnio ręki, także sięgając do środka odblokował zamek i otworzył drzwiczki. Zgarnął z fotela szkło, a potem usiadłszy na nim zajął się kabelkami przy stacyjce samochodu. Dwie minuty i z głośnym wrrr samochód odpalił.
- Voilà! - zawołał wyraźnie zadowolony z siebie.

Ophelia Bissette - 2011-01-17, 22:47

No tak, jadąc z wybitą szybą też nie zwrócą na siebie żadnej uwagi. W końcu to całkiem naturalne, nowy trend wśród studentów, bajer zamiast klimatyzacji.
I, tak na marginesie, to dobrze, że Ofelka nie potrafiła czytać w myślach Charlotte, bo gdyby tylko odczytała hasło jego nowej dziewczyny, wytrzeźwiałaby w ułamku sekundy i nabyła umiejętność teleportacji, chwilę później znikając.
Obserwowała poczynania Keitha, najpierw jak urywał koszulkę, później jak wybijał szybę, rozglądając się na boki czy hałas nikogo nie zainteresował, a później to, jak wsiadał do auta i je odpalał.
Nie pochwalała kradzieży pod żadnym pozorem, jednak opcje były dwie. Pierwsza, to wracać na piechotę do apartamentu, który mimo wszystko był kawałek drogi stąd, a taksówka nie wchodziła w grę ze względu na brak jakichkolwiek pieniędzy czy nawet telefonu. Druga, wsiąść do samochodu i niech się dzieje co chce, byle jak najdalej od miejsca zbrodni. Wybór był dość prosty.
- No to jedziemy - rzuciła, pakując się na miejsce obok kierowcy i patrząc z wyczekiwaniem aż Dane i Charlotte pójdą w ich ślady. Tym bardziej, że robiło jej się trochę zimno.

Charlotte Cooper - 2011-01-17, 22:56

-Nie, ukrywam tylko pięść, która chętnie zapozna się z twoim idealnym noskiem. Przypomnij sobie lepiej, gdzie zgubiłeś poprzedni samochód, nim zajebiesz kolejny- mruknął uszczypliwie Dane, idąc spokojnie za brunetką, akurat wtedy kiedy to jakieś autko padło ofiarom nacisku siły Keitha.
Char trzymając Dane'a za rękę, ciągnęła go ledwie trzymającego się na nogach, w stronę samochodu. Karbowany słabo kontaktował, ale cóż czego innego mogła spodziewać się po tym jakże uroczym, nieokiełznanym człowieku, pełnym werwy i wypchanym trocinom maryśki?
Kiedy Keith wybił szybę, spojrzenie Szarlotki skierowało się w stronę blondyna. Dane odruchowo uniósł delikatnie głowę, aby zobaczyć co się dzieje. Spokojnie Dane, nie strzelają do ciebie jeszcze. Przewrażliwiony człowiek.
-I nie mów mi, że to koszula, którą ci ostatnio pożyczałem... Jak myślisz, jak zwrócą mi ją w sklepie?- wykrztusił z siebie Dane, wpatrując się w poczynania Keitha. Charlotte miała w tym momencie, tylko ochotę przywalić sobie w głowę. On był na prawdę udanym człowiekiem, znała jego matkę, ojca, po kim cholera on to ma?
-Nie, Dane, nie zwrócą ci jej w sklepie, bo to była ta bluzka po przecenie!- powiedziała lekko zażenowana. Wepchnęła Dane'a do samochodu, po czym usiadła obok chłopaka. Jego wielka, głowa wypełniona po brzegi, zawijasami ciemnego koloru, co chwila opadała na jej smukłe ramię.
-Dane cholera- syknęła, odpychając od siebie chłopaka i przysuwając się coraz bliżej okna. Dlaczego go oodepchnęła? Istniał jeden ważny powód. Owy osobnik, siedzący tuż obok brunetki, w czasie snu miał tendencje przytulania się do wszystkiego. Charlotte nie chciała, zostać przytłoczona przez jego ciężar ciała, a tym bardziej robić za pluszową zabawkę, jak dla małego dziecka.
Z ust karbowanego uleciały ostatnie słowa, których chyba nikt z owej trójki rozszyfrować nie potrafił. Szarlotka poklepała karbowanego po głowie, kiedy ten ot tak oparty o jej ramie odleciał. Dziewczyna uniosła delikatnie brew ku górze, w geście podirytowania. Wiedziała, że będą musieli wynosić Dane'a przyczepionego jak rzep do Szarlotki. Niech to szlag trafi!

Keith Blackwell - 2011-01-18, 15:23

- Gdybym ja miał wypominać ci teraz wszystkie moje rzeczy, które zniszczyłeś, i które de facto wziąłeś sobie bez pozwolenia siedzielibyśmy tu Wielkanocy. - powiedział kąśliwie, zaciągając się papierosem ostatni raz i wyrzucając niedopałek przez dziurę w której powinna znajdować się szyba. Zerknął w lusterku wstecznym na Dane przyklejającego się do Charlotte i uśmiechnął się drwiąco pod nosem, po czym poprawił lusterko tak żeby mógł dla odmiany widzieć co się dzieje za samochodem, zamiast irytujących loków Dane'a. Odbezpieczył hamulec ręczny, zmienił bieg, a potem z piskiem opon wyjechał z owej uliczki na wyjątkowo ruchliwe nawet w środku nocy ulice Nowego Jorku. Niewiele zastanawiając się nad tym, gdzie powinni jechać skierował się w stronę apartamentowca w którym mieszkał. I tak poza tym, skąd ten pomysł, że Ophelia była jego dziewczyną, Szarlotka chyba znała go na tyle, żeby wiedzieć, że on nie miewa dziewczyn, przynajmniej nie na dłużej niż jedna noc. Poza tym, on nawet się z tą francuzką nie całował! Zabawne, jak nowojorczycy łatwo kupowali wszystko, co przeczytali w notce NYGirl.
Ophelia Bissette - 2011-01-18, 17:11

W dodatku Ofelka chyba była jedyną dziewczyną, z którą spędził dwie imprezy pod rząd i nic z tego nie wynikło. Pytanie tylko czy to blondynka była tak aseksualna dla Keitha, czy może na nią ani trochę nie działał urok mężczyzny, nawet, kiedy była w stanie nietrzeźwym. Być może nawet obydwie opcje były prawidłowe.
Oparła głowę o zimną szybę i przymknęła oczy wysłuchując wymiany zdań Keitha oraz Dane'a z nieznacznym uśmiechem pod nosem. Dopiero słysząc słowa Charlottki i szmery na tylnym siedzeniu, otworzyła oczy i odwróciła się do tyłu.
- W porządku? - zapytała, parskając śmiechem na widok chłopaka opierającego głowę na ramieniu brunetki, tym samym spychając ją w stronę szyby. Co więcej, nie wyglądała na to, żeby wolał on skorzystać z wolnego miejsca obok siebie - najwidoczniej panienka Cooper służyła jako przyjemniejszy materac, zagłówek i pluszak w jednym.

Charlotte Cooper - 2011-01-18, 20:07

Życie Szarlotki nie kręciło się tylko wokół kilku osób, dlatego też po raz kolejny odpychając od siebie Dane'a tym razem z widocznym rezultatem, zerknęła na Ofelkę oraz Keitha.
-Mam nadzieję, że dostarczycie sobie więcej rozrywki tego wieczora, mnie możesz tu wysadzić- powiedziała pewnie, kładąc dłoń na ramieniu Keitha i tym samym dając mu znak, aby się zatrzymał. Oczywiście uprzednio kiwnęła głową blondynce, słysząc jej pytanie. Przyzwyczaiła się do tego w zupełności. Takie zachowanie Dane'a, było w stu, a nawet stu pięciu procentach normalne.
-Na razie- wysiadła z samochodu, trzaskając drzwiami, oczywiście nie robiąc tego świadomie, po czym odeszła od auta, kierując w konkretnie nie określoną stronę.

Dane Johnson - 2011-01-18, 20:27

Dziwne, że Ophelia wytrzymała z Keith'em dłużej niż jedną imprezę. Większość kandydatek uciekłaby dawno z krzykiem. Dane znał swojego przyjaciela na wylot i wiedział ile godzin poświęcał na podziwianiu swojej osoby w lustrze . Może tak dla odmiany wszyscy powzdychajmy teraz do Johnsona? Pomyślmy o jego mokrej koszulce, opinającej wyrzeźbnione mięśnie brzucha, aureoli czarnych, poplątanych loków, spoconym czole, ślinie wyciekającej mu z lewego kącika ust... Dobra, skończmy, bo zaraz ktoś odleci! Karbowany nie pamiętał nawet, kiedy zasnął wsparty na ramieniu Charlotte. Po co w samochodzie poduszki powietrze, jeśli miał u swojego boku dwie inne, mięciutkie i jakże przyjemne w dotyku należące do dziewczyny? Jego przećpany umysł ledwo zarejestrował fakt, iż prywatna przytulanka zniknęła. Wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem i korzystając z okazji, rozłożył się na całym tylnym siedzieniu. Tak się bawi szlachta, kochani. O dziwo nie przeszkadzała mu śmierdząca skarpeta upchnięta w starym fotelu, którego dziury były dowodem obecności szkodników. Było niewiele rzeczy, które mogły obrzydzić Dane'a Johnsona.

| Mieszkanie Keitha

Keith Blackwell - 2011-01-18, 20:34

Kiedy Szarlotka poleciła mu się zatrzymać tak też zrobił, może zbyt gwałtownie, ale blondyn nigdy nie należał do zbyt rozsądnych kierowców. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za panną Cooper już miał ją opieprzyć za trzaskanie drzwiami, ale przypomniał sobie, że to nie był żaden ze lśniących nowością samochodów, którymi miał w zwyczaju się wozić, a rozpadający się wrak, także zamknął usta, znów ruszając w miasto. Zerknął na swojego karbowanego przyjaciela który teraz po zwolnieniu miejsca przez swoją towarzyszkę kontynuował pijacką drzemkę na dwóch siedzeniach. Zastanawiał się przez chwilę, czy Dane bardzo by się wściekł, gdyby zostawił go na ławce w central parku. Keith jednak wątpił, że brunet przyjął by sobie tę lekcję do serca i przestał nawalać się do nieprzytomności nawet gdyby obudził się w East River. Tak więc, wygląda na to, że karbowany spędzi kolejną upojną noc na kanapie Blackwella. Mhm. I jeszcze będzie musiał go tam w nieść. W takich chwilach pojawiało się pytanie, po jaki chuj on się w ogóle z nim przyjaźnił. Chociaż ktoś obcy stwierdził by pewnie, że trafił swój na swego.

| no przecież, że mieszkanie Keitha.

Scott More - 2011-01-26, 19:04

W spokojny niby wietrzny dzień, gdzie ludzie wybierali się do klubów i takich tam. Po ulicach jakże zacnego Nowego Jorku, na czarnej niczym smoła deskorolce z napisem "fuck it", jeździł typowy anglik, o dość specyficznie zaczesanych włosach, ze skrętem w ustach, z deka zwisających w kroku, szarych spodniach i granatowym, luźnym swetrze podbijał zaułki uliczek. Poręcze służyły mu jako rampa, schody, ławki, drzewa, wszystko co stanęło mu na drodze traktował jako przeszkodę do pokonania. Ludzi starał się swobodnie omijać, choć wpadł przypadkowo na jakąś kobietę z dzieckiem, która przez pół godziny wyklinała jego zachowanie. Ah te matki, przewrażliwione lolity.
Miał typowy jak na siebie wyraz twarzy. Lekko przymrużone oczy, które wyglądały raczej na zmęczone, brwi uniesione ku górze, czoło zmarszczone. Trzeba przyznać, że wyglądał dość inteligentnie. Dobre, dobre... Na moment zatrzymał się, aby móc zapalić kolejnego skręta, wyciągniętego z jego karmelowej paczki, którą sam wykonał. Ten talent, nigdy nie zawodzi. Odpaliwszy skręta, lewą nogę postawił na desce, a prawą się odepchnął, ruszając powolnie i podbijając co rusz nowe alejki i dzielnice.

Pauline Fossil - 2011-01-27, 15:47

Szła ulicami, obojętna na wszystko co działo się wokół niej. Miała na sobie długi, granatowy płaszcz, jasnobeżową tunikę do kolan i czarne buty na wysokim obcasie. Wiatr rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, lecz ona myślała. Zapach dusznego, nowojorkiego powietrza, przesiąkniętego spalinami samochodów, przywołał wspomnienia sprzed kilku lat. Kochała to miasto i nienawidziła jednocześnie.
Za nią, w odległości pięciu metrów, stąpał poważny mężczyzna w czarnym garniturze, taszcząc ogromne walizki. Minę miał nieciekawą, a w jego oczach można było dostrzec irytację i zniecierpliwienie. Biedak został kozłem ofiarnym, po tym jak rodzice panienki nie zjawili się na lotnisku. Pauline była jednak zbyt zajęta, by przejąć się jego losem i obdarzyć choć odrobiną współczucia.
Czytała kartkę papieru, która zawieruszyła się w głębokiej kieszeni płaszcza. Niebieski atrament zaczął delikatnie blaknąć. Uśmiechnęła się pod nosem, poznając to niedbałe i niewyraźne pismo. Tylko jedna osoba potrafi sprawić, by litery O i Z wyglądały identycznie. Nagle mocniejszy powiew wiatru porwał kartkę i uniósł ją wysoko... Oddaj to niewidzialny łotrze - pomyślała i przyspieszyła kroku, by odzyskać swoją własność. Wiatr zaczął silniej dmuchać, unosząc ze sobą świstek. Ilekroć miała go w zasięgu ręki, odfrunął, zupełnie jakby bawił się z nią w berka.

Scott More - 2011-01-27, 19:07

Ciemne włosy chłopaka, były roztrzepywane przez wiatr, który dzisiejszego dnia najwyraźniej wszystkim dawał się we znaki. Przed swoimi oczami, zauważył uroczą parkę, wyglądającą dość specyficznie. Drobna dziewczyna w granatowym płaszczu przykuła uwagę chłopaka, nie interesował się nią, lecz widział, że ta ugania się na białym skrawkiem papieru, usilnie próbując go złapać.
Scott zaśmiał się kpiąco widząc jaki balet odwala owa pannica w centrum Nowego Jorku. Iż kartka zmierzała w jego kierunku, zahamował gwałtownie na desce, chwytając ją w dłoń.
Przeczytał pierwsze zdanie, zupełnie niezrozumiałe dla jego osoby. Istne hieroglify.
Włożył skrawek papieru do kieszeni spodni, tak że z nich wystawał, deskorolkę złapał za stalową część i ot tak podszedł do dziewczyny. Mijając dziwnie zgorzkniałego faceta. Klepnął go delikatnie w ramię, chwilowo przekręcając głowę i obdarzając go swoim sztucznym uśmiechem.
-Istna parada, powinnaś występować w Moulin Rouge- powiedział z czystą ironią, patrząc się prosto w oczy dziewczynie. Jak zawsze posiadał ten idealnie znudzony wyraz twarzy, kpiący i wszystkich wokół irytujący.

Pauline Fossil - 2011-01-27, 21:27

Westchnęła zrezygnowana, kiedy kartka papieru wzbiła się w powietrze dalej niż to oszacowała. Nie zamierzała za nią biec, gdyż ledwo pokonywała bardzo krótki dystans na lekcji wychowania fizycznego w ciągu jednej minuty. W duchu przeklnęła rodziców i ich pomysł na odebranie jej z lotniska przez Mike'a.
Wiatr rozwiał jej długie, ciemne włosy. Niesforne kosmyki zasłoniły na chwilę jej widok. Nie widziała kto do niej przemawia.
- Luhrmann proponował mi główną rolę, ale powiedziałam, że nie jestem zainteresowana postacią śpiewajacej prostytutki - odparła, lekko unosząc głowę i odgarniając włosy z twarzy. - Nie przywłaszcza się cudzej własności. Mógłbyś? - Spojrzała na chłopaka i dopiero dotarło do niej z kim ma przyjemność rozmawiać.

Scott More - 2011-01-27, 21:39

Wyjął z kieszeni skrawek kartki, obejrzał go z obu stron, robiąc tzw. "dziubek" z istnej ciekawości.
-Oddać czy nie oddać? Oto jest pytanie- powiedział drwiąco, trzymając między palcami papier. Chyba będzie musiała mu najpierw pokazać piersi, a dopiero potem, jej własność powędruje z powrotem do właścicielki. Chwycił mocniej metalową część deski, tak aby nie wysunęła mu się z dłoni. Mężczyzna, którego klepnął w ramię patrzał się na niego jak na istnego rabusia. Aż ma się ochotę powiedzieć "ej stary, co złego to nie ja". Choć w przypadku Scotta to i tak by nie poskutkowało. Wyglądał, zachowywał, a nawet pachniał jak typowy złodziejaszek i w rzeczy samej nie chodzi tu o esencje brudu, tylko dobrej marki perfum.
-Oddam jeśli pokażesz mi...- już chciał zaczynać kolejne swoje perwersje, kiedy to dziewczyna poprawiła swoje gęste, ciemne włosy i ukazała mu twarz w całości. Uniósł jedną brew ku górze, a drugą z lekka opuścił.
-Pa...Pauline. Twoich cycek nie chcę widzieć- uśmiechnął się szeroko, mrużąc bardzo mocno oczy.

Pauline Fossil - 2011-01-27, 22:07

Malujące się na jej twarzy zaskoczenie ustąpiło zostanowieniu, aż wreszcie pojawił się uśmiech politowania, lecz nie ten z gatunku tych wrogich. Pauline darzyła Scotta i jego specyficzne usposobienie ogromną sympatią. Był pokręcony na swój pozytywny sposób.
- Od pięciu lat nie nauczyłeś się, że za taką zagrywkę, możesz zarobić jedynie soczysty policzek? - spytała, unosząc brwi. I oczywiście, że nie chciał widzieć jej piersi. Tak jak psu przed kastracją nie daje się zasmakować osobniczki przeciwnej płci, to oczywiste. Miałby za czym tęsknić. Brunetka dała ochroniarzowi znak, że wszystko jest w normie, a ponadto dobrze zrobiłaby mu gorąca kawa. Przystąpiła krok do przodu. - A teraz przywitaj się ze mną kulturalnie, Scottie. Jesteś pierwszą znajomą osobą, którą spotkałam i chciałabym by wyglądało to jak należy. Potem opowiesz mi iloma tatuażami upiększyłeś swoje ciało i oddasz moją kartkę. - Uśmiechnęła się uroczo. Nie tak łatwo było ją oszukać.

Scott More - 2011-01-27, 22:25

Słysząc mowę o policzkach, które miał bardzo wyczulone na ból, objął twarz dłońmi, lekko kręcąc głową. Wyglądał jak nieznośne dziecko, które boli ząb i natychmiastowo musi iść do dentysty.
-Wal w prawy, bo podobno lewą kość policzkową mam bardziej wystającą, więc będzie boleć cię łapka- wystawił prawą część twarzy w stronę dziewczyny, pochylając się nad nią lekko, bo przecież była niziutka w przeciwieństwie do niego.
Nie ważne i tak wiedział, że panna nie ma odwagi, żeby zrobić mu krzywdę. Był zbyt kochany.
-Oh karzełku, karzełku- stanął obok dziewczyny, obejmując ją ramieniem, a jego wzrok powędrował tuż na malowniczą ulicę. Szybkim ruchem, chwycił za tył głowy dziewczyny, pochylił się nad nią i nim zdążyłaby jakkolwiek zareagować, ucałował ją w róg ust.
-Stęskniłem się za tobą- dodał po chwili odskakując od dziewczyny, tak żeby nie mogła go teraz obdarzyć solidnym plaskaczem.

Pauline Fossil - 2011-01-27, 22:47

Oczywiście, że nie miała odwagi, a raczej sumienia, by odcisnąć swoją drobną dłoń na policzku chłopaka. Wyczytała z jego myśli, że wystarczająco się nacierpiał w ciągu dwóch lat jej nieobecności. Nieboraczek miał tendencje do pakowania się w kłopoty.
Chciała zapytać czy nie stało się coś z jego precyzją, kiedy zamiast na policzek przypadkowo natknął się na kącik jej malinowych ust, ale ostatecznie sobie darowała.
- Ja za tobą i twoimi brudnymi koszulkami również, gigancie - odpowiedziała, wydymając słodko usta. Wcale nie była niska. Miała metr siedemdziesiąt trzy wzrostu. Nie jej wina, że pan More najadł się w dzieciństwie za dużo drożdży. Przesadził też z wylanymi na siebie hektolitrami wody kolońskiej. Ciągle czuła w nozdrzach jego zapach. I może nie mogła go spoliczkować, ale nadepnąć na stopę zdecydowanie tak. - Dlaczego wciąż jeździsz na tym paskuctwie? Czy tylko to wobec mnie ma mordercze zamiary? - zapytała po chwili, przeczytawszy w myślach napis na deskorolce. To na niej uczyła się kiedyś jeździć, bezowocnie z resztą.

Scott More - 2011-01-30, 15:23

Zasadniczo nie używał wody kolońskiej, tylko perfum z wyżej półki. Z resztą nie ważne. Zawsze ładnie pachniał i to wystarczyło.
-Tak się składa, że dzisiaj aż cały lśnię- syknął ironiczne w półuśmiechu, wbijając przymrużony wzrok w Pauline. O jego schludność nie ma co się martwić. W końcu nie ma już dwunastu lat, żeby brudzić swoje koszulki tak nadmiernie jak kiedyś.
Przeczesał włosy palcami, tak że kosmyki znowu zaczęły układać się w niesforną całość, wyglądającą iście łobuziersko. wszystko kompletowało się w jego oryginalnym lookiem.
-Spokojnie Paulinko, to nie jest ta sama deskorolka, na której cię uczyłem jeździć- powiedział uspokajającym tonem, jakby chciał pocieszyć biedne dziecko znalezione na ulicy "ej słuchaj, no ułoży się... jakoś". Ten wzruszający typ osobowości chłopaka, rozczula aż do łez. Czuć to z kilometra.
-Idziemy do pubu- odparł pewnie, znowu obejmując ramieniem dziewczynę i czekając na jej ruch.

Pauline Fossil - 2011-01-30, 16:59

Kiedy objął ją ramieniem, rosły mężczyzna, mierzący około dwóch metrów, napiął swoje mięśnie w gotowości do nagłej interwencji. Pauline spojrzała przez ramię w jego kierunku, aby zobaczyć jak kręci głową z dezaprobatą. Zdumiewające jak szybko zdążył opróżnić tekturowy kubek czarnej kawy. Twój ojciec nie będzie zadowolony, mówiło jego spojrzenie. Rzeczywiście, Jospeh Fossil zrobiłby wszystko, by trzymać swoją córkę jak najdalej od podejrzanych chłopców. A to było niestety nieukniknione...
Brunetka powróciła spojrzeniem do swojego przyjaciela, który patrzył na nią pytającym wzrokiem.
- Obawiam się, co powie na to nasza przywoitka - odparła, przygryzając dolną wargę. Mike już wystarczająco długo ociągał się z zawiezieniem jej do rezydencji. Chociaż.. co mu po kolejnej godzinie zwłoki? - Gotowy? - Stanęła przez Scottem, a w jej zielonych oczach pojawiło się wyzwanie. Złapała chłopaka za rękę i zaczęła biec, wykorzystując fakt, iż jej ochroniarz był jeszcze gorszym sprinterem od niej.

Scott More - 2011-01-30, 17:43

Ochroniarz, lokaj, przyzwoitka czy tam czymkolwiek był facet w czarnym garniturku, wyglądał na przewrażliwionego. Zbyt przewrażliwionego, co śmieszyło potężnie Scotta. Jego ciało z każdej strony, ukazywało to jak kpi z dryblasa. Wyglądał raczej, jak nadąsana kura domowa, a nie ochroniarz.
-Nasza przyzwoitka nic nie mówi, on porozumiewa się telepatycznie- ostatnie słowo powiedział, chcąc zaakcentować aurę magi, jaka unosiła się w słowie "telepatyczny", do tego wykonał magicznym gest dłonią. Rozszerzając palce, machając dłonią jakby chciał wytrzeć zaparowaną szybę samochodu.
Zerknął zza ramienia, przyglądając się mężczyźnie.
-Kiedy on ostatnio coś ruchał?- spytał wydymając usta i pokazując palcem na interes mężczyzny, ah znowu sobie kpi.
Nie musiał się zbyt długo zastanawiać co dziewczyna planowała, znał ją na tyle dobrze, by o tym wiedzieć. Na słowo gotowy ruszył za Paulinę już po chwili zręcznie ją wymijając, tak że teraz on ją za sobą ciągnął. Mijając pobliską uliczkę, skręcił w nią oglądając się za siebie, by móc zobaczyć czy dryblas za nimi biegnie. A jakże inaczej...
Fakt tego, iż w jednej dłoni trzymał deskorolkę wcale go nie pocieszał. Ta mogła wypaść z jego mocnego uścisku w każdej chwili, ale teraz nie martwmy się o to. Widząc, że ochroniarz zniknął gdzieś za zakrętem Scott szarpnął dziewczynę w ciemną uliczkę. Przystawił Pauline do ściany, opierając ręce tuż nad jej głową. Robił raczej za barierę ochronną dla panienki Fossil.Czoło chłopaka spoczywało na puszystych włosach dziewczyny, wzrok był wpatrzony wprost w jasne oczy znajomej, a z twarzy nie znikał ten cyniczny uśmieszek.

Pauline Fossil - 2011-01-31, 19:06

Czuła pod plecami dotyk nierównej powierzchni. Zimno ściany nie przeszkadzało jej w niczym. Napierające na nią ciało chłopaka nie pozwoliło jej zrobić niczego, poza przechwyceniem jego uwodzicielskiego spojrzenia. W niebieskich tęczówkach ujrzała odbicie swojej twarzy. Usta Pauline drgnęły lekko, jakby powstrzymywała uśmiech. Nie odrywając wzroku od twarzy Scotta, sięgnęła dyskretnie dłonią do kieszeni jego spodni i wyjęła z nich małą, pogiętą karteczkę.
- To należy do mnie - szepnęła wprost do jego ust. Musnęła opuszkiem palca jego czubek nosa i zaśmiała się dźwięcznie. - Nie ze mną takie numery, Scottie - powiedziała i nie chodziło jej bynajmniej o skrawek papieru.

Scott More - 2011-01-31, 19:27

W cieniu starał się dostrzec, bladą dłoń dziewczyny sięgającą do jego kieszeni. Spokojnie powrócił spojrzeniem w oczy dziewczyny, które wydawały się takie skupione. Popękane usta chłopaka, uginały się w półuśmiechu, chwilami zaprzestając gestu.
-Już mnie macasz po tyłku, zboczeńcu- powiedział pretensjonalnym tonem, wypełnionym sarkazmem a zarazem nutą opanowania. Wiedział, że dziewczyna miała zapewne jakieś fetysze. Te mniej zobaczone i te bardziej, nie przeszkadzało mu to, ależ skąd. Podobało się, bynajmniej miał pretekst do nazwania ją zboczeńcem, a raczej nazywaniem jej od teraz tak do końca ich znajomości.
Momentalnie obrócił się w plecami w stronę ściany. Deskorolka bezwiednie spoczywała na betonowym podłożu, kołysana przez uliczne podmuchy wiatru. Wsadził dłonie do kieszeni, opierając się plecami o nierówny tynk ściany, zaczął się śmieć. Jakby z niczego, spontaniczna reakcja, wywołana nieznaną sytuacją.
-Niesamowite- zaczął znudzonym tonem -Jesteś jedyną osobą, która mówi do mnie Scottie- stwierdził, uśmiechając się bezczelnie pod nosem.

Pauline Fossil - 2011-01-31, 21:08

Zwykle spotykając po czasie byłego chłopaka, Pauline przypominała sobie powód, dla którego z nim się rozstała. Scott był inny, był przyjacielem i miał w sobie coś, co przyciągało do niego uwagę. Towarzystwo tego wariata odgrywało ważną rolę w samopoczuciu brunetki.
- Nazwij mnie jeszcze raz zboczeńcem, a będę mówić mniej ładnie - oświadczyła nonszalancko. Zdrabnianie jego imienia przychodziło do niej tak prosto i naturalnie, że stało się oczywistością.
- Scottie - dodała z czystej przekory, omijając chłopaka i odchodząc do zajmującej miejsce na betonowej płycie, deskorolki. Przyjrzała się jej uważnie, oceniając czy nie ma w sobie morderczych zapędów, tak jak ta, na której jeździła ostatnio. Wzruszyła obojętnie ramionami przekonana, że tym razem nie może zrobić jej nic złego. Odwróciła się w kierunku chłopaka. - Podobno jazda na deskorolce jest jak jazda na rowerze... - zauważyła. - Nigdy tego się nie... - niestety nie było jej dane dokończyć zdania. Mimowiednie postąpiła krok do tyłu, zapominając o odległości dzielącej ją od czarnej błyskawicy na kółkach.

Scott More - 2011-01-31, 21:26

"Scottie" Pauline była jedną osobą, która nazywa tak chłopaka, z resztą ten nie pozwalał do siebie tak mówić nikomu, prócz dziewczynie. Wystarczająco ze sobą przeżyli, dlatego też przyzwyczaił się do tego. Jednak myślał, że po tych dwóch latach, brunetka w końcu zaprzestanie zdrabniania jego imienia, albo chociażby o tym zapomnij. Najwyraźniej to graniczyło z cudem, więc już nie miał zamiaru zwracać jej po raz kolejny uwagi. Innymi słowy "zlał" na to.
-Czuje się taki wyjątkowy.- odparł teatralnie, kładąc dłoń na piersi i zamykając w grymasie oczy z udawanego wzruszenia.
Kątem oka spoglądał na dziewczynę. Uważnie śledził jej każdy krok, nie myśląc o niczym, nikim.
-Uważ...- uniósł ku górze palec wskazujący, by zwrócić uwagę Pauline, że właśnie swoje kroki kieruje w stronę deskorolki -aj..- dokończył, lekko zażenowany tym co się stało. Po chwili patrzenia na panienkę Fossil wybuchł śmiechem, widząc w jakiej pozycji się znalazła.
-Kamasutra dla ubogich- syknął uszczypliwie, tonem oznaczającym jego rozbawienie. Podszedł do dziewczyny i kucnął przy niej, spokojnie spoglądając na tego nieudacznika. Poklepał ją po głowie, siadając na betonie, by biedulka nie poczuła się samotna. Jeśli pozycję tworzyć, to w parze.

Pauline Fossil - 2011-02-02, 18:01

Pauline nie po raz pierwszy odczuła na własnej skórze, co oznacza siła grawitacji. Kiedy uczyła się jazdy na deskorolce, więcej czasu spędziła, zaznajamiając się z podłożem niż na samych czynnościach praktycznych. Jednak trzeba przyznać, że nikt inny nie potrafił upadać z gracją i wdziękiem, jak ona.
- Prawie zapomniałam, że na rowerze też nie potrafię - mruknęła do siebie pod nosem. Ulica była brudna i zimna, lecz dziewczyna była zbyt zaskoczona, by zwracać uwagę, gdzie siedzi. Zresztą nie mogła cofnąć się w czasie i zmienić biegu wydarzeń.
- Superbohater podałby mi swoją silną dłoń i pomógłby wstać - powiedziała, odwracając głowę w stronę siedzącego obok niej Scotta. Przechyliła się w jego stronę, aby po chwili przycisnąć chłopaka do ziemii. Nie było to trudne, gdyż o dziwo nie spotkała żadnego oporu, a może brunet zwyczajnie stracił swoją formę? Jej długie, ciemnokasztanowe włosy opadły na jedno ramię, mogąc delikatnie połaskotać skórę chłopaka.
- A ty jesteś po prostu super-tłukiem - stwierdziła, obdarzając go współczującym uśmiechem. Nie powinien się śmiać, nawet jeśli poza, w której znalazła się po wywrotce, jak i sam upadek wyglądały arcykomicznie. Pauline dziękowała Bogu, że Scott nie miał przy sobie aparatu fotograficznego, ani nie zdążył wyciągnąć telefonu, choć wątpiła, że był wyposażony w nieuszkodzony wizjer.
- Pauline! - Nagle czyjś głos odezwał się w oddali.

Scott More - 2011-02-02, 19:10

Biedny Scott przyciśnięty do ziemi, pod ciężarem ciała panienki Fossil cicho chichotał. Da jej szanse, niech biedulka wykaże się swoją jakże wielką siłą i zniszczy potęga bicepsów.
-O nie, bo mnie jeszcze zgnieciesz!- powiedział głośniej, w kpinie zabarwionej radością. Nie ruszał się, nie miał zamiaru, bynajmniej przez kolejne kilka minut. Chciał zrobić nadzieję Pauline, że jednak coś potrafi i pomimo swojej drobnej budowy ciała jest "strong women".
Spoglądał tylko na dziewczynę, poddając się w geście.
-Nie ładnie tak cwaniaczyć- odparł mimowolnie, po chwili chwytając brunetkę w swoje objęcia i wstając wraz z nią. Trzymał dziewczynę na rękach, zerkając obojętnie na jej opadające, ciemne włosy, które przez powiew wiatru subtelnie łaskotały chłopaka po twarzy. Cholera.
-Nie idzie ci jazda na desce, rowerze, gotować pewnie też nie umiesz, a do tego jesteś słaba. Wyrosłaś na fajtłapę- przyznał stanowczym tonem, po raz kolejnym wypełnionym ironią. Słysząc imię dziewczyny gdzieś w oddali, zerknął na bok, zauważając niechcianego gościa.

Pauline Fossil - 2011-02-04, 21:09

Ach, ta pokręcona natura mężczyzn, we wszystkim muszą być najlepsi. Owszem, Pauline lubiła wygrywać, acz nie tylko na zwycięstwach opierała się jej pewność siebie. Nie potrafiła jeździć na deskorolce, rowerze, gotować nawet nie próbowała - niewiadomo jakby to się skończyło - ale ostatnie co można jej zarzucić to to, że jest fajtłapą. Była utalentowaną tancerką, w szermierce radziła sobie doskonale, a ponadto potrafiła spacerować w piętnastocentymetrowych szpilkach po ulicach Nowego Jorku! To się nie liczy? Kupa złomu na kółach nie była jej dziedziną i tyle.
Brunetka objęła rękoma szyję Scotta, by nie spaść. Ufała mu, ale stwierdziła, że musi się ogrzać, a najlepszym sposobem było właśnie zbliżenie się do chłopaka.
- Czy fajtłapa potrafi zrobić to? - zapytała z uniesionymi brwiami i już przymierzała się do zademonstrowania wyjątkowej umiejętności, gdy usłyszała znajomy, męski głos. Spojrzała na jego posiadacza z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Tata? - Ton jej głosu nie był pytający lecz zdziwiony. Nie spodziewała się dzisiaj spotkać swojego ojca, a tymbardziej w miejscu takim jak to. - Co za niespodzianka! - Uśmiechnęła się szeroko, niezdołając zatuszować swojej radości. Bardzo stęskniła się za mężczyzną. Zastanawiała się czy był to tylko zwykły zbieg okoliczności, a może Mike raczył zatelefonować do swojego pracodawcy? - My właśnie... - zaczęła. - Widzę - przerwał jej rodzic, patrząc krytycznym wzrokiem na chłopaka, trzymającego jego córkę na rękach. - Znowu wałęsasz się z tym... - szukał w myślach najmniej ordynarnego określenia - włóczykijem. Nie powinnaś narażać swojej reputacji, skarbie.

Scott More - 2011-02-11, 19:22

Trzymając ją na rękach, spokojnie obrócił się w stronę wyjścia z uliczki i postawił jeden oficjalny krok do przodu. Była leciutka jak piórko, schudła przez czas, w którym się nie widzieli. Zawsze miał problem z podnoszeniem dziewczyny. Kiedy razem chodzili na pole z rana, lubił ją nosić na rękach, choć nie trwało to zbyt długo z powodu zmęczenia, jakie objawiało się po przejściu paru metrów. Bądź od tamtego czasu to Scott przybrał na wadze, niestety trzeba przyznać, że od pewnego momentu, codziennie na kolację robił sobie tosty, a w ostateczności jeśli nie chciało mu się iść po potrzebne do zrobienia produkty, odwiedzał nowojorskie fastfood'y.
Trzymając z subtelnością Pauline na rękach i przyglądając jej się z każdej strony kawałka jej twarzy, usłyszał dobrze mu znany ton głosu, który zawsze przyprawiał go, nie tyle o chwilowy wstrząs mózgu, ale również o mdłości, biegunkę, padaczkę i momentalnie dostawał klaustrofobii, a deska zaczynała przemawiać do niego ludzkim głosem. To właśnie sprawiał ojciec brunetki. Mężczyzna nigdy nie tolerował Scotta, zawsze uważał go za największego łobuza jacy jeździli po ulicach Londynu. Źle ułożony, nie szanujący niczego poganin.
-O! Pan Fossil, cóż za miła niespodzianka, właśnie miałem odstawiać moją uroczą dziewczynę...- przerwał na moment, akcentując bardzo wyraźnie trzy ostatnie słowa, wiedząc, że ambasador dostanie zaraz delikatnie mówiąc cholery -ale skoro zjawił się pan sam po nią, to proszę bardzo...- syknął wrednie, na przymus udając miłego, choć to w połączeniu z jego akcentem równało się nic nie warte zero.
Podszedł nieco bliżej mężczyzny, uśmiechając się sztucznie, po czym odstawił dziewczynę, odchodząc kilka kroków od tej kochanej famili.
-Proszę, panie ambasadorze- ukłonił się, a jego czarne włosy, które mimowolnie zasłoniły w tym momencie twarz chłopaka, ukryły tylko jego cwaniacki uśmieszek.

Pauline Fossil - 2011-02-12, 17:49

A może problemu należy szukać w fakcie, iż Scott nigdy do silnych chłopców nie należał? Różnił się od typowych futbolistów, zarówno intelektem jak i sprawnością fizyczną. W porównaniu do innych uczniów, zabiegających w liceum o względy Pauline, wydawał się dziewczynom zwykłym chucherkiem, acz to wcale nie przeszkadzało brunetce, wręcz przeciwnie.
Dziewczyna z zadowoleniem zanotowała informację, że Scott musiał nieco zmężnieć przez ostatnie dwa lata, przez co nie miał żadnych problemów z noszeniem jej na rękach. Pauline była baletnicą, od zawsze była lekka i delikatna niczym motyl. Łagodność, z którą trzymał ją chłopak dawała jej poczucie bezpieczeństwa, a przynajmniej świadomość, że jej nie upuści.
Słysząc pełne niechęci i pogardy słowa wypływające z ust własnego ojca, chciała zwrócić mu uwagę, że Scott jest jej przyjacielem, a przyjaciół traktuje się z należytym szacunkiem, lecz kiedy otwierała usta, wyprzedził ją chłopak. Zmarszczyła brwi. Nie wiedziała kiedy ponownie stali się parą. Dlaczego More zawsze lubił działać na nerwy starszemu mężczyźnie i dolewać oliwy do ognia? Nigdy nie wstydziła się, że była jego dziewczyną, ale to było ewidentna chęć zdenerwowania pana Fossil.
- Bądź ostrożny przy nadawaniu ludziom tytułów, chłopcze - odpowiedział Joseph wyraźnie niezadowolony jak tak niewychowane chłopaczysko mogło nazwać jego córkę swoją dziewczyną.
- Idziemy, Pauline. Czeka na ciebie kolacja powitalna - zwrócił się łagodnie do dziewczyny.
Pauline zacisnęła usta, kiedy Scott postawił ją na ziemię. Spojrzała z oburzeniem to na swojego ojca, to na przyjaciela. Czuła się urażona. Została potraktowana przez nich przedmiotowo, jakby była zwykłą kukiełką, którą można podawać sobie z ręki do ręki. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Do zobaczenia, Scottie - powiedziała, uśmiechając się z zawiedzeniem, poczym obróciwszy się na pięcie, ruszyła w kierunku wyjścia z uliczki. Pan Fossil stał w miejscu jeszcze przez chwilę. Odwrócił się, by mieć pewność, że córka nie usłyszy jego słów i podszedł bliżej chłopaka.
- Jeśli jesteś choć trochę inteligentny, zrozumiesz, że nigdy więcej nie masz się wokół niej kręcić - oświadczył, a w następnej chwili podążył za córką.

| Huśtawka

Scott More - 2011-02-13, 23:38

Słowa, które kierował do Scotta ojczulek Pauline, omijały jego uszy okrągłym łukiem. Jak na niego przystało, w czasie całej tej, bądź co bądź zabawnej akcji dla Scotta, włożył dłonie do kieszeni spodni i tylko wpatrywał się raz to na dziewczynę, a to raz na ojca. Ambasador nie zdawał mu się tyle co zabawny, ale wręcz żenujący, tępił go, a do tego kpił z całokształtu jego osoby.
Parę lat temu, jak to jeszcze Scott był "chucherkiem", jego idealnie nieokiełznany charakterek sprawił, że na nowym bmw ojca Pauline napisał sprejem, duże bez wstydliwe "fajnie się ruchało twoją żonkę", a na końcu dodał do tego jakże skromnego podpisu uśmiech. Od tamtego momentu, pan Fossil do reszty znienawidził chłopaka i pomimo tego, że Scott pochodzi z zamożnej rodziny i wypływowej, był jedną osobą w famili, która hańbiła ich dobre imię.
Widząc jak Pauline powoli od niego odchodzi na żądanie ojca, w środku chłopaka wzbudziło się jakieś nieokrzesane uczucie. Być może smutku, albo przykrości, że po tylu latach wciąż nie może się z nią spotykać. Oczywiście chłopak znał sposoby, na to żeby mieć dziewczynę dla siebie, ale "zwiadowcy" ojca na to nigdy nie pozwolą.
-Jest problem. Nie jestem inteligentny- odparł do mężczyzny z kpiną, przysuwając się nieco bliżej ambasadora, spojrzał mu się prosto w oczy i z miną pełną pogardy, zmarszczył brwi, rozszerzył nozdrza i z wyczuwalną agresją w tonie głosu, powiedział:
-Wale twoje posrane zasady. Będę o nią walczył, ojczulku.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group