[Ophelia Bissette]

Może to wina spaczonego towarzystwa, chociaż słoneczko mogło mieć w tym swój udział.
- To świetnie, że już ustaliłyśmy jak będę się zachowywać przez resztę pobytu - powiedziała, rozglądając się po raz kolejny i zerkając na wyświetlacz telefonu. Ludzie, a raczej ich znajomi, powinni się powoli zjeżdżać, a w salonie nadal nie widziała zbyt wielu znajomych twarzy.

[REKLAMA]

[Sasha McLaren]

To zdanie spowodowało kolejny wybuch śmiechu ze strony Sashy. No tak, z nimi dwiema zachowując się lekko nieodpowiedzialnie i totalnie głupkowato reszcie będzie na pewno wesoło.-szukasz znajomych?-zapytała i odruchowo również spojrzała na telefon, by sprawdzić godzinę.-Na pewno nie długo będą. -albo na prawdę, wszyscy już się bawią na całego, a one kwitną na kanapie jak dwie cnotki.

[Ophelia Bissette]

- Tak, jakoś ich jeszcze nie widać - stwierdziła, powracając spojrzeniem do przyjaciółki. Może faktycznie na balu ominęło ją coś znaczącego i stanowcza większość ich znajomych odsypiała imprezę. Albo po prostu znaleźli sobie ciekawsze zajęcie, chociaż Ofelce niespecjalnie chciało się w to wierzyć. - Miejmy nadzieję, że masz rację.

[Sasha McLaren]

Sasha miała nadzieję, że będą. Chciała się zabawić, w końcu mogła do rana szaleć na parkiecie i spędzić w łóżku następny dzień. Zero obowiązków, zadań, problemów, przymiarek... To nie możliwe, że wszyscy, na których liczyła ją zawiedli. Owszem, Ophelia jest, ale zabawa z jedną osobą, nie jest tak fajna jak zabawa z wieloma (żadnych podtekstów, perwersy!). -Byłaś już tu kiedyś?-zapytała, aby wiedzieć, czy może wykorzystać blondynkę za przewodnika po tym miasteczku.

[Ophelia Bissette]

Żadnych podtekstów, żadnych podtekstów, jakbyś nie wiedziała z kim grasz...
Ofelka też się trochę zawiodła, sądziła raczej, że będzie pełno ludzi, śmiechu, żartów i fajnej atmosfery, a jak na razie owych ludzi brakowało.
- Raz, w zeszłym roku - powiedziała zgodnie z prawdą, bo zazwyczaj święta spędzała w Alpach razem z rodzicami. - A ty? - zapytała, chociaż wnioskowała, że raczej jest to pierwszy raz Sashy.

[Sasha McLaren]

Spojrzała nieco retorycznie na Ofelkę-Oczywiście, że nie. Sądzisz, że trafisz do jakiejś knajpki czy klubu?-zapytała, nawet nie wiedząc, czy znajdzie się tu takie miejsce. Sądząc, że przejeżdżają tu ludzie z Nowego Jorku i to nie po raz pierwszy, musiały być tu jakieś rozrywki-W sumie, wyszłabym ... Chyba, że jednak masz zamiar mnie wytarzać w śniegu- chyba nieopatrznie przypomniała to przyjaciółce.

[Ophelia Bissette]

- Akurat do takich miejsc trafię - powiedziała unosząc kąciki ust i chwilę zastanawiając się nad propozycją Sashy. - Oczywiście, że cię zmyję. Jednak dopiero w drodze powrotnej. Jeśli będę w stanie, rzecz jasna.
Siedzenie tutaj nie było specjalnie wielką frajdą, a kto wie, może ludzie zaszyli się właśnie w jakimś ciekawym klubie. A nawet jeśli nie, zawsze mogą tam kogoś poznać, prawda?

[Sasha McLaren]

No to w tym momencie stało się jasne, że Ophelia nie będzie w stanie, Sasha już o to zadba.-To proponuję, że ja ulokuję się w jakimś wolnym pokoju, przebiorę i widzimy się tu za 15 minut, po czym wyruszamy na miasto, Co ty na to?-zapytała, już w głowie analizując zawartość swojej walizki na takie wyjścia. Nie miała zbyt wielkiego wyboru, aby coś było ładne i nie zamarzł jej tyłek, bo temperatura minusowa w górach a w mieście to jak niebo i ziemia, co jest jasne.

[Ophelia Bissette]

Spokojnie, Ofelia ma silną wolę. No, chyba że naprawdę się wczuje w rolę szesnastolatki.
- Okej, ja też muszę się przebrać - powiedziała, zaraz wstając. - Piętnaście minut - powtórzyła nim zgarnęła swoją książkę razem z telefonem, a potem zniknęła w pokoju, który zdążyła zająć.

[Sasha McLaren]

Dziewczyna poszła po swoją wielką walizkę i wtargała po schodach do pokoju, w którym się jeszcze nikt nie zameldował. Rozpięła wieczko walizki, które od razu odrobinę odskoczyło do góry. Szybko chwyciła sukienkę, nie grzebiąc dalej, bo jeszcze się rozmyśli i będzie godzinę stać, modląc się nad rozlanym mlekiem. Z krwistoczerwonymi szpilkami w ręce zbiegła po schodach. Wcześniej jeszcze poprawiła makijaż i już założyła etolę ze sztucznego futra na szyję, a wełniane rękawiczki trzymała w ręce. Teraz zaczęła się przygotowywać do wyjścia na mróz.

[Ophelia Bissette]

Ofelia miała w zwyczaju ignorować mróz (chyba że właśnie zamarzała po wrzuceniu jej do wody), tym bardzie teraz, mając w pamięci, że klub znajduje się niedaleko i bardzo szybko się w nim znajdzie.
Ubrana w pudrową sukienkę bez ramiączek, która opinała się na jej talii i rozszerzała przy biodrach, zeszła do salonu, zabierając ze sobą jedynie niezbyt grubą, ale za to ładną i pasującą, kurteczkę, którą i tak zrzuci w klubie. Po drodze jeszcze poprawiała usta błyszczykiem i była gotowa do wyjścia.

[Sasha McLaren]

-Zimno mi, jak na ciebie patrzę-zaśmiała się, choć ta tak na prawdę nie była o wiele cieplej ubrana. Chwyciła małą torebeczkę od Chanel, wrzuciła tam telefon, błyszczyk i kluczyk od własnego pokoju. Zapięła jedyna dwa guziki w płaszczyku i spojrzała na Ophelię-Prowadź, mistrzu-zaśmiała się, przypominając sobie, że miały się wygłupiać na całego. Co prawda, to nie było oznaką szczeniactwa, ale na pewno nie świadczyło o dorosłości ze strony dziewczyny.

[Will Evans]

Skoro ostatnio było głośno o tym, że większość osób wybiera się do mroźnego Sun Valley, Will również nie mógł odstąpić sobie tej okazji. Na pewno nie. Najwyraźniej czekało tu na niego wiele atrakcji i nie mowa już tu tylko o śniegu, którego było aż w nadmiarze, ale o ogólnym wizerunku owego miejsca. Przyciągało? A gdzie tam, Will najzwyczajniej w świecie lubił śnieg, jak to przystało na osobę urodzoną w lutym.
Spakował się, założył na siebie ciepłe manatki i przyjechał. Trzymając jeszcze w dłoni walizkę wszedł do salonu, w którym panowało przyjemne ciepło.
Kanapa! pierwsze co rzuciło się w oczy brunetowi, to wygodna sofa na której szybko zasiadł. Wygodna, aż w nadmiarze.
Choć Will wiedział, że nie jest tu pierwszym gościem zastanawiało go tylko gdzie się podziali inni. Czyżby już wybyli do pobliskich klubów? Po takich ludziach można się wszystkiego spodziewać.

Skoro ostatnio było głośno o tym, że większość osób wybiera się do mroźnego Sun Valley, Will również nie mógł odstąpić sobie tej okazji. Na pewno nie. Najwyraźniej czekało tu na niego wiele atrakcji i nie mowa już tu tylko o śniegu, którego było aż w nadmiarze, ale o ogólnym wizerunku owego miejsca. Przyciągało? A gdzie tam, Will najzwyczajniej w świecie lubił śnieg, jak to przystało na osobę urodzoną w lutym.
Spakował się, założył na siebie ciepłe manatki i przyjechał. Trzymając jeszcze w dłoni walizkę wszedł do salonu, w którym panowało przyjemne ciepło.
Kanapa! pierwsze co rzuciło się w oczy brunetowi, to wygodna sofa na której szybko zasiadł. Wygodna, aż w nadmiarze.
Choć Will wiedział, że nie jest tu pierwszym gościem zastanawiało go tylko gdzie się podziali inni. Czyżby już wybyli do pobliskich klubów? Po takich ludziach można się wszystkiego spodziewać.

[Ophelia Bissette]

Panienka Bissette, nie odmawiając sobie treningów nawet w czasie okresu świątecznego, właśnie skończyła pływać i kierowała się do salonu, mając wielką ochotę po prostu posiedzieć gdzieś, gdzie są ludzie, rozłożyć się na miękkiej kanapie i niemiłosiernie lenić.
Od razu swoje kroki skierowała w miejsce, gdzie przyszła na początku przyjazdu. I niemal od razu zobaczyła tam znajomą twarz mężczyzny, którego poznała na deptaku, kiedy wyszła przy nim na nieuważną niezdarę.
- Witaj... Will - zawahała się chwilę, zerkając na niego odrobinę niepewnie, mając nadzieję, że dobrze zapamiętała jego imię. - Nie sądziłam, że cię tu spotkam.

[Will Evans]

Will odpoczywając na wygodnej kanapie po podróży, wyjął z kieszeni płaszcza komórkę i zaczął z istnej ciekawości odczytywać stare sms'y, które są warte nie więcej niż wykasowania. Nudy i nic więcej, wiadomości od jakiś napalonych dziewic nie znających nawet świata rozrywki i mających nadzieję, że zagoszczą w palenie codziennym Evansa, ale nie z nim takie zabawy.
Kiedy usłyszał czyjś głos wypowiadający jego imię, natychmiastowo wbił wzrok w uroczą blondynkę, która niepewnie zaczęła rozmowę z nim.
-Will, Will- powtórzył jakby od niechcenia i włożył komórkę z powrotem do kieszeni szarego płaszcza.
-I vice versa- powiedział, uśmiechając się niemalże niezauważalnie, po czym uniósł wymownie brwi ku górze.
-Kiedy przyjechałaś?- spytał spontanicznie, choć nie chciał, żeby owe słowa wypłynęły z jego ust. Nie interesowało go to, ale cóż...

Will odpoczywając na wygodnej kanapie po podróży, wyjął z kieszeni płaszcza komórkę i zaczął z istnej ciekawości odczytywać stare sms'y, które są warte nie więcej niż wykasowania. Nudy i nic więcej, wiadomości od jakiś napalonych dziewic nie znających nawet świata rozrywki i mających nadzieję, że zagoszczą w palenie codziennym Evansa, ale nie z nim takie zabawy.
Kiedy usłyszał czyjś głos wypowiadający jego imię, natychmiastowo wbił wzrok w uroczą blondynkę, która niepewnie zaczęła rozmowę z nim.
-Will, Will- powtórzył jakby od niechcenia i włożył komórkę z powrotem do kieszeni szarego płaszcza.
-I vice versa- powiedział, uśmiechając się niemalże niezauważalnie, po czym uniósł wymownie brwi ku górze.
-Kiedy przyjechałaś?- spytał spontanicznie, choć nie chciał, żeby owe słowa wypłynęły z jego ust. Nie interesowało go to, ale cóż...